Kupując nowy sprzęt komputerowy zazwyczaj rozpoczynamy od instalacji oprogramowania, między innymi systemu operacyjnego, sterowników i aktualizacji. Po tych podstawowych zabiegach wykonujemy kopię bezpieczeństwa systemu, licząc na to, iż w przypadku awarii nie będziemy musieli ponownie przechodzić tego procesu. W okresie, kiedy nie ma tzw. „Service Pack” do systemu, dostępna jest zazwyczaj duża ilość małych poprawek, które pobieramy przez internet. Czasami, czynność instalacji systemu i aktualizacji zajmuje cały dzień.
Naprzeciw tym problemom wychodzą producenci sprzętu komputerowego, chcąc „ułatwić” użytkownikom przejście powyższego procesu.
Na biurko trafił do mnie notebook firmy HP (Hewlett-Packard) model 550 z oprogramowaniem Microsoft Vista Home Basic OEM.
Zgrabny karton, w którym znajdował się notebook wraz z instrukcją na kilku stronach formatu A5. Pozostałe papierki to zbędne reklamy, czy też instrukcje w językach obcych.
Po uruchomieniu, oczywiście kilka pytań i system wraz ze sterownikami stał w 5 min.
I to jest bardzo przyjemne, ale…
1. Wersje DEMO.
Po uruchomieniu systemu okazało się, że zainstalowanych jest duża ilość programów demo w wersjach np. 60 dniowych, między innymi pakiet Microsoft Office 2007, a że użytkownik nie wykupił licencji na użytkowanie takiego programu, po tym okresie będzie musiał go odinstalować lub po prostu przestanie mu działać!
Ktoś może powiedzieć, że jest to po to aby klient mógł przetestować taki produkt, ale czy ktoś tego klienta się zapytał, czy faktycznie chce testować?!
Odinstalowanie ów programów zajmuje mniej więcej tyle samo czasu, co zainstalowanie nowej Visty od nowa. Pomijam, że w systemie pozostaje cała masa śmieci mogąca w przyszłości doprowadzić do niestabilnego zachowywania się systemu.
Można by zapytać, po co takie działanie ze strony producenta sprzętu HP?
2. Brak nośników
Otwierając kartonik z notebookiem nie zauważyłem nośników (może po drodze wypadły 🙂 ), dzięki którym będziemy mogli zainstalować nasz system od nowa w przypadku, kiedy ulegnie awarii dysk twardy, kiedy po prostu chcemy oczyścić system. Jakie powinny być nośniki?
– z systemem operacyjnym, przystosowanym co najmniej do kontrolera naszych dysków twardych,
– z oprogramowaniem dodatkowym podzielonym na kategorie: sterowniki, pełne wersje i demonstracyjne.
Większość producentów sprzętu komputerowego obecnie przygotowuje tzw. wzorcowe dyski twarde z zainstalowanym oprogramowaniem, jednak niewielu nie udostępnia nośników. Oczywiście w większości tych przypadkach możemy wykonać kopię zapasową systemu na płyty DVD. Tylko zapytam, po co mi taki śmietnik producenta?
3. Marnotrawstwo pojemności dysku twardego
Normalnie po zainstalowaniu system operacyjny zajmuje około 8-9GB. W tym komputerze zainstalowany jest dysk twardy 160GB, ale zajęte jest już przy kupnie 40GB obszaru! To jest właśnie ten śmietnik producenta. Ukryta partycja HP-Recovery zajmuje 10GB. Na niej znajduje się odpowiednio spreparowane oprogramowanie przywracania systemu operacyjnego. Tu jednak bardzo należy uważać, bo znam przypadki, że mało doświadczony użytkownik nadpisał nowy system na swoje dane, które oczywiście utracił. Pozostała część to partycja systemowa. Zajęty obszar na poziomie 30GB. Co z tym zrobić? Usunąć! Bez dokumentacji producenta co można, a czego nie, raczej nie jest możliwe, aby uzyskać wynik zajętości naszego dysku na poziomie nawet 12GB. Tak, czy inaczej komputer z dyskiem twardym 160GB na starcie ma o 40GB mniejszą pojemność!
4. Partycjonowanie.
Przy instalacji systemu operacyjnego z własnego nośnika, możemy odpowiednio utworzyć partycje na nasze dane. Tu użytkownik głównie jest uzależniony od systemowego menadżera dysków, który posiada wiele ograniczeń (np. dzielenie partycji w zależności od wielkością obecnego klastra).
Podsumowując:
HP w tym przypadku z całą pewnością nie popisało się! Od nadmiaru (programy demonstracyjne) można się rozchorować, więc jak zwykle wszystko z umiarem. Aby doprowadzić notebooka do wskazanego porządku, zaleca się usunięcie „dobrodziejstw firmy HP” i prawidłowe zainstalowanie systemu wraz z konkretnymi sterownikami od nowa, bez zbędnego balastu. Produkcja nośnika też nie jest dużym kosztem, a klient z całą pewnością zapłaci 20zł więcej za notebooka, aby je mieć.
Inną sprawą jest to, że czasami lepiej kupić sprzęt bez oprogramowania. Producent zazwyczaj wtedy udostępnia sterowniki na nośnikach, natomiast system operacyjny kupujemy np. w wersji OEM.
Wsparcie, czasami bardziej przeszkadza niż ułatwia.
Kilka rad, związanych z zakupem nowego sprzętu komputerowego:
– jak się nie znasz poproś kogoś, kto Ci pomoże,
– jak nikogo nie masz, idź do profesjonalnego punktu sprzedaży, w którym z całą pewnością specjalista poświęci Ci czas,
– nie kupuj w „sklepach spożywczych”,
– zapytaj o rozbudowę sprzętu,
– zapytaj o nośniki,
– zapytaj o gwarancję.
Cześć Krzysiu 🙂
Faktycznie, lepiej dostać komputery bez poprawek (bo to nam załatwić może WSUS) niż zaśmieconą maszyna zbędnym oprogramowaniem.
Pozdrawiam
Teraz nawet w przetargach warto o odpowiednią klauzulę… Kiedyś pisało się o zainstalowanych poprawkach do XP-ków, a teraz trzeba pisać o wyinstalowaniu zbytecznych programów… Ech…